Świat się zmienia, powoli przeobraża się żeby zadziwiać od nowa. Coś się kończy, przechodzi w inny wymiar, ewaluuje nie pytając o zdanie. Staram się przyjmować zmiany z otwartymi ramionami, choć przyznam, że nie zawsze udaje mi się to od pierwszego wejrzenia.
To prawda, że nawet na właściwiej ścieżce pojawiają się przeszkody. Trudności przychodzą i będą przyłazić – choćby po to, żeby nauczyć pokory, wskazać właściwy kierunek lub zwyczajnie przystopować jeśli galopuję za szybko. Dobre zazwyczaj zaczyna się poza strefą komfortu, to tam szwendają się inspiracje, ciekawe pomysły i ludzie za którymi będę chciała skoczyć w ogień. To tam w końcu można spotkać miłość – tą prawdziwą, dziką, delikatną i najcudowniejszą na świecie. Nawet kilka, przy czym niektóre włochate!
Nie bać się, sprawdzać co jest schowane po drugiej stronie lustra, próbować, cieszyć się tym co się ma i tymi którzy są blisko. Tylko to się liczy, nic więcej. Szczęście to stan umysłu, nie da się go dotknąć ani zmierzyć, można go tylko smakować, codziennie i powoli.
Jedzenie jest frajdą, nawet jeśli jest proste. Kurki, rozmaryn, masło klarowane, szeroki makaron ryżowy – zwyczajnie ulubione. Powstało z podszeptu chwili, z tego co było, intuicyjnie. Poszatkowana natka wciska się niepostrzeżenie w każdą szparę, zielone daje moc – zawsze o tym pamiętam.
Na dwie porcje wykorzystałam :
1 kubek kurek
1/2 paczki szerokiego makaronu ryżowego
łyżka masła klarowanego
gałązka rozmarynu
2 ząbki czosnku
2 szalotki
świeżo mielony czarny pieprz
sos sojowy tamari (bezglutenowy) – łyżeczka
garść poszatkowanej natki pietruszki
szczypta pudru z drożdży (nieaktywnych)
W szerokim rondlu zagotowuję wodę na makaron. Wrzucam makaron do wrzątku i gotuję zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Odlewam na cedzak.
Kurki myję porządnie, odcinam końcówkę ogonka i zostawiam do obcieknięcia na sicie. Kurki kroję na małe kawałki.
Czosnek, szalotki obieram i szatkuję na drobno. Na patelni rozgrzewam masło klarowane, wrzucam gałązkę rozmarynu i podsmażam ją chwilę. Dodaję poszatkowany czosnek, szalotki, pieprz, pokrojone kurki i sos sojowy. Na końcu wrzucam na patelnię makaron, mieszam, posypuję pudrem z drożdży, natką i serwuję chłopakom. Zwyczajna radocha na stole, pod stołem też – włochata wersja czystej Radości.
Hugisław zakochany w kurkowym makaronie, najchętniej jadłby go codziennie…
Przepis inspirowany kampanią „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”