Zwyczajność jest piękna.
Nic tak nie dopełnia, nie nadaje smaku, sensu jak ta prostota codziennych chwil.
Tak naprawdę do szczęścia wystarczy tylko trochę materii, za to całe mnóstwo wzruszeń, uśmiechów, wspólnych doświadczeń, zachodów słońca a nawet deszczu na twarzy.
Głodni to my jesteśmy siebie nawzajem, prawdziwego kontaktu, szczerego uśmiechu, wspólnego czytania i normalnych wycieczek na rowerze. Te ostatnie nawet lepiej smakują na wysiedzianym siodełku, z wysłużonym dzwonkiem pod palcem za to z kimś, zwyczajnie dla nas wyjątkowym. To nawet nie musi być daleko, po prostu do najbliższego lasu albo do pobliskiego sklepu po niezbędne sprawunki.
Po drodze, tak przy okazji dzieją się prawdziwe czary – umacniają się więzi, wymieniają się i tworzą nowe przygody o których mogłabym nigdy nie usłyszeć gdyby nie to, że robimy zwykłe rzeczy razem. Dziś, oboje kompletnie bez makijażu, kupiliśmy z Hugisławem bezglutenowy makaron, soczyste zielone szparagi i świeży czosnek. Będzie prosto, lekko i jak zawsze z miłością. Mniej znaczy więcej!
Końcówka kwietnia, właściwie już maj…nadchodzi obfitość! Soczysta, słodka, chrupiąca i kwaśna.
Uwielbiam tę porę roku.
na ten zwykły makaron :
1/2 opakowania makaronu spaghetti bezglutenowego (ryżowo-kukurydziane)
1/2 lub cały pęczek zielonych szparagów
łyżka masła klarowanego
ząbek czosnku
łyżka sosu sojowego bezglutenowego (tamari)
1/4 łyżeczki świeżo mielonego czarnego pieprzu
szczypta utartej skórki z cytryny
liście świeżej mięty
Makaron gotuję zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Odcedzam ugotowany.
Szparagi myję, odłamuję zdrewniałe końcówki i odkrawam w połowie – te końcówki kroję na drobne plasterki. Czosnek rozgniatam i szatkuję na drobno.
Na patelni rozgrzewam masło klarowane, dodaję czosnek, poszatkowane końcówki szparagów. Podsmażam przez chwilę, dodaję całe szparagi, pieprz i sos sojowy. Całość smażę jeszcze przez kilka minut, dodaję utartą skórkę z cytryny i zdejmuję z ognia. Szparagi mieszam z makaronem na ciepłej patelni, dodaję garść liści mięty i wykładam na talerz dekorując kilkoma świeżymi, miętowymi listkami.
Słońce zagląda przez firankę, makaron znika z talerzy a my za chwilę kładziemy się a kanapie z książką piracką w ręku – po prostu.
Przepis inspirowany kampanią „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”