To był mój pierwszy raz. Nie spodziewałam się go kompletnie…i jak to często bywa, niektóre sytuacje biorą nas sobie same z zaskoczenia, nie pytając wcześniej o zgodę. Po prostu przychodzą, rozsiadają się wygodnie albo zdarzają się i już. Te zmiany mają za zadanie nauczyć nas elastyczności, kreatywności i dystansu – czym więcej takich „niespodziewanek”, tym luźniej będziemy do nich podchodzić w przyszłości.
Po prostu trening czyni mistrza, zawsze.
Od jakiegoś czasu mam lekki kłopot z nadgarstkiem, pracuję nad nim ale też pracuję nim, więc kłopot odchodzi i przychodzi – szczególnie przy wzmożonym „użytkowaniu”. Kto choć raz miał ze swoim ciałem nie wszystko dogadane, wie, że są pewne części których używa się niemal bez przerwy – i to zazwyczaj są to te partie, które właśnie trzeba jakoś mocniej oszczędzić, żeby dać im dojść do siebie. Więc zwolniłam, na tyle na ile mogę.
Tak na marginesie i po głębszym zastanowieniu, myślę że to dobrze. Dzięki zbiegom okoliczności życie potrafi smakować naprawdę zadziwiająco pysznie a poranna owsianka zmienia się w po południowy jabłecznik albo w te pyszne truskawkowe drożdżówki z kwiatami czarnego bzu i limonką.
Zagniatanie ciasta jeszcze nigdy nie było tak proste
a ten chłopak jest naprawdę prosty w obsłudze, koniecznie zaproś go do domu!
Osobiście, zazwyczaj wyrabiam ciasto ręcznie, lubię miętosić z początku całkowicie nie zakolegowane składniki aż polubią się lub nawet pokochają tak skutecznie, że z początku obce – nie będą potrafiły już bez siebie żyć. Bardzo polecam ten sposób, to jak wieczorek zapoznawczy z uśmiechniętym wodzirejem za plecami. Sprawdza się bez dwóch zdań…i zawiera w sobie pewien magiczny składnik, przekazywany wraz z dotykiem naszych rąk bezpośrednio do ciasta. Nie oznacza to jednak, że nie można skorzystać z udogodnień – wręcz przeciwnie, fajnie jest mieć pomocną „dłoń”, dobrą opcję dzięki której można zyskać dodatkowy czas z książką na ulubionej kanapie albo jeszcze lepiej, na kocu pod przyjaznym cieniem ze szklanką rabarbarowej lemoniady. Najpierw popracuje ON a potem dopiero ja, żeby osobiście dopieścić słodkie, delikatne bułeczki.
Robot do wyrabiania ciasta, prawdziwa pomoc w kuchni! Chef XL Titanium na gościnnych występach.
Dziś szczególnie doceniam tę pomoc, bez niej, z pewnością nie było by drożdżówek wypchanych truskawkową miłością. Dzięki cudownemu zrządzeniu losu, w mojej kuchni rozgościł się na kilka dni kosmiczny łobuziak. Dość postawny, wszystkorobiący Chef XL Kenwood i nie zawaham się go użyć – szczególnie do moich przepisów w rytmie #mynowaste, którym przyda się porządne miętoszenie, tym razem hakiem do wyrabiania ciasta.
Chłopak po prostu nie mógł lepiej trafić bo miejsce, jak i czas jego odwiedzin niemal zapisane zostały w gwiazdach..umorusanych truskawkami i oprószonych kwiatami czarnego bzu. Uwielbiam to zestawienie truskawek i kwiatów, jest niesamowite – odświeżające, przyjaźnie nawilżające no i jakoś szczególnie kojarzy mi się z beztroskim dzieciństwem na starej Ochocie.
Koniec gadania, bierzemy się z Chefem do roboty…to znaczy on się bierze, ja pomagam!
Przepis na weekendowe, szybkie drożdżówki z truskawkami, kwiatami bzu i granolą
2 szklanki mąki orkiszowej typ 680
czubata łyżka masła orzechowego lekko solonego
2 łyżki masła klarowanego lub innego tłuszczu
3-4 łyżki syropu klonowego
5-6 łyżek owsianki z rana z nasionami chia (ugotowana na wodzie)
garść truskawek
1/2 świeżej limonki
cukier trzcinowy lub kokosowy łyżka
1/4 szklanki białego wina – resztka (można pominąć albo dać mleko lub sok tłoczony)
1/2 opakowania suchych drożdży
garść truskawek małych i twardszych lub takich, jakie masz
łyżka kwiatów czarnego bzu (przytargany z lasu, wystarczą 2 baldachy)
2-3 łyżki domowej granoli (końcówki z dna słoika)
Mąkę, tłuszcz, masło orzechowe, 3 łyżki syropu klonowego, resztka owsianki z rana, białe wino lub sok, 1/2 łyżki kwiatów czarnego bzu i drożdże umieszczam w misie pożyczonego robota. Wkręcam końcówkę do wyrabiania ciasta, ustawiam pokrętło na 3 i odpalam tego srebrnego chuligana a sama kładę się na kanapę żeby trochę poczytać. Rzadko mam na to czas a ochoty mam uzbieranej całe wiaderko i właśnie teraz zamierzam z niej skorzystać.
Wyrobione ciasto przykrywam lnianą ściereczką i odstawiam do wyrośnięcia. Jest tak gorąco, że nawet nie trzeba szukać dla ciasta wygodnego miejsca. Dosłownie wszędzie będzie mu jak w niebie! Wyrośnięte ciasto jeszcze raz nastawiam na chwilę na wyrabianie, tak naprawdę na kilka krótkich chwil.
Wyrobione ponownie ciasto dzielę na 5 części, miętoszę chwilę w dłoniach formując kulkę a potem rozpłaszczam je na blasze wyściełanej papierem do pieczenia. Naprawdę, z naturą nie ma co walczyć, jak się lubi miętosić to trzeba dać się ponieść, chociaż na chwilkę.
Łyżeczką lub palcami formuję wgłębienie pośrodku każdej, przyszłej drożdżówki, to będzie miejsce na kwiaty czarnego bzu i truskawki upaćkane sokiem z limonki. Zostawiam je przykryte ściereczką żeby nieco podrosły na około 15 minut.
Małe, wsiowe truskawki myję, szypułkuję i kroję na połówki lub plastry. Zalewam je sokiem wyciśniętym z limonki i zasypuję cukrem kokosowym – wg uznania. Piekarnik rozgrzewam na 200 stopni, grzałka góra i dół plus termoobieg.
Zdejmuję z drożdżówek przykrycie i do każdej wsypuję kwiaty czarnego bzu a potem wypełniam wgłębienie umorusanymi w cukrze truskawkami. Posypuję końcówką domowej granoli, polewam po wierzchu syropem klonowym i lekko smaruję brzegi mieszanką wody z łyżeczką syropu klonowego. Wstawiam do pieca na około 20-25 minut. Zaglądam do nich, sprawdzając czy nie trzeba zmniejszyć temperatury, czasami zmniejszam do 170 stopni na ostatnich kilka minut.
Upieczone, rumiane i oblane sokiem z truskawek wystawiam do ostygnięcia. Podaję same lub serwuję z łyżką jogurtu kokosowego, szklanką chłodnej lemoniady z rabarbaru i kwiatów czarnego bzu na przykład na drugie, leniwe śniadanie.
p.s taką drożdżówkę, o ile zostanie, pakuję do Hugisławowej śniadaniówki. Lekko słodka, chrupiąca i wilgotna w środku to ogromną radocha, szczególnie że to szaleństwo w zdrowym wydaniu.
Dla zainteresowanych wrzucam bezpośredni link do tego łobuziaka TU, u mnie zostaje jeszcze przez 2 tygodnie więc wykorzystam go do wyrabiania domowego chleba – zobaczymy na co go jeszcze stać!