Wszystko składa się z chwil, drobnych momentów, uniesień, szelestów czy uśmiechów. Smaków delektowanych na kraciastym kocu, gdzieś głęboko pośród łąk, na mokrej trawie niedaleko domu albo w samym środku niczego – prosto z rowerowego koszyka, gdzie butelka wody kokosi się lubieżnie z pośpiesznie zapakowaną kanapką. Przez zawilgotniały od kanapkowych sosów papier zaczyna wyglądać mocno spieczona skórka domowego chleba. Gruba, chrupiąca i niesamowicie pyszna bo swoim smakiem przypomina wypiekany przez prababcię wiejski chleb – ten okrągły i wielki, z odciśniętymi liśćmi na spodzie. Był ciężki bo mąki w nim było dużo a i różnych ziaren a nawet ziół prababcine ręce nigdy nie żałowały. Ciekawe czy te domieszki były zwykłym wykorzystaniem tego co było, czy zostawało w kuchni czy ten kosmiczny miks miał jakieś inne, zdrowotne działanie. Wiem jedno, ten chleb był zawsze prosty i pyszny – karmił wszystkim co w prababci było najlepsze. Miłością, szacunkiem i dobrą nowiną. Proste życie właśnie tego uczy, pokory i radości z drobiazgów.
Dla mnie taką magię ma natura, dzięki niej jestem, oddycham i tańczę boso po kuchni. Dzięki niej jest Hugo, mogę patrzeć jak dorasta do własnych opinii, smaków, spojrzenia na codzienne sprawy. Widząc świat jego oczami odkrywam go kawałek po kawałku od nowa. Inaczej teraz pachnie, inaczej wygląda, szumi wiosennym wiatrem, pieści skórę słońcem też inaczej choć myślę, że to nie świat się zmienił. Ja się zmieniłam, wszystko się zmieniło i dalej się przepoczwarza.
Podoba mi się to, właśnie te chwile, drobiazgi złapane kątem oka. Zwykłe rzeczy – pokrzywy w koszyku, palce we włosach, przelotne spojrzenie, ciepłe promienie słońca na skórze, kromka dobrego chleba a nawet sama skórka bo smakuje żywym ogniem i daje radość dokładnie w chwili kiedy wącham ją nachalnie jakbym wąchała w jednej chwili wszystko. Dokładnie, wszystko zamknięte w jednym kawałku, w jednej chwili.
To właściwie medytacja w chwili, jestem tym co robię, pojedynczo. Zbieram pokrzywy więc jestem zbieraniem albo pokrzywą, kiedy się nią parzę przez nieuwagę wszystko inne na chwilę zastyga i nie ma znaczenia, za to jedynego znaczenia nabiera ta mieszanina szczypania, swędzenia i mrowienia. Na chwilę cała ja jestem tym oparzeniem, tak jak zapachem świeżego imbiru czy smakiem kawy w filiżance. Jestem też sokiem tryskającym z ćwiartki limonki, czuję go niemal wszędzie, jest tak intensywny i obezwładniający, że nie pozostawia mi wyboru. Dobrze, w tym spowolnieniu, właśnie pomiędzy oddechami dzieje się magia.
Obserwuję ją w wysokim słoiku do którego powędrowała cała pokrzywa i liście rzodkiewki z kawałkami imbiru a nawet z jego skórką której nie chciałam zmarnować. Dodałam tam jeszcze kurkumę, marynowane ziarna pieprzu, końcówkę limonki ze skórką i mieszaninę sosu sojowego z wędzoną solą. Jutro znowu nazbieram świeżej, to najlepszy moment.
W Water&Wine też łapią chwile w słoiki, młode truskawki kiszą się obok buraków czy rzodkiewek. Rabarbar spogląda zalotnie na marchewki a te z kolei uśmiechają się do szparagów…a może do pomidorów – kto wie co je w tej ulotnej chwili zachwyca. Mnie z pewnością zachwyca cała koncepcja własnego gospodarstwa, nasłonecznionych pól obsianych tym co naturalnie będzie mieszkało w słoiku albo na talerzach gości. Własne pomidory, soczyste tryskawki, rabarbar, winogrona (i wino!) a nawet cudownie chrupiący chleb, ziemniaki, malina, zioła i pasieka.
Kiszona pokrzywa z liśćmi rzodkiewki (słoik 600 ml)
1/2 kosza młodej pokrzywy czyli około 4 solidne garście
(same liście, łodygi kisze na kompost)
liście z pęczka rzodkiewki
4 plastry świeżego imbiru plus skórka obrana z 2 cm kawałka
2 plasterki kurkumy
1/2 limonki
kilka ziaren marynowanego pieprzu
2 łyżki sosu sojowego ciemnego
1/3 łyżeczki soli wędzonej
łyżeczka różowej soli
ciepła woda
Liście pokrzywy przekładam do słoika, dodaję liście rzodkiewki w całości i przyprawy. Limonkę kroję na 3 kawałki, dwa wkładam w całości ze skórką, jeden wyciskam bezpośrednio na liście.
Sól wędzoną rozcieram na desce do krojenia i mieszam ze szklanką ciepłej wody, dodaję sos sojowy i różową sól. Dokładnie mieszam i zalewam mieszanką liście pokrzywy.
Słoik lekko zakręcam i odstawiam w cieplejsze miejsce przynajmniej na 7 dni.
Kiszenie ma w sobie pewną magię, zatrzymuje momenty tak jak zdjęcia chwile i wspomnienia.W dodatku można ze słoika wykorzystać wszystko, do ostatniego okruszka. Najpiękniej.
p.s pokrzywa w trakcie fermentacji jest dość aktywna, mocno gazuje i wydziela nieco dziwny zapaszek. Słoik stawiam na ściereczce z lekko zakręconą nakrętką i codziennie upuszczam jej nieco ciśnienia przy okazji dbając o to żeby liście były cały czas zamoczone w płynie. Z tą pokrzywą jest trochę tak jak z dojrzewającym serem – nie każdy będzie jej zwolennikiem.
Koniecznie daj znać czy Ci zasmakowała!