Do niektórych rzeczy trzeba dorosnąć, dojrzeć po prostu żeby je w pełni docenić, posmakować.
Zmieniają się smaki, upodobania, priorytety, myśli ewaluują przyjemnie, inaczej patrzymy na siebie czy pasje którym oddajemy się bez opamiętania. Coś przychodzi, coś innego zostaje a część tego co kiedyś niezbędne odchodzi bez mrugnięcia okiem…zupełnie naturalnie, jak świt który przeradza się w południe a potem oddala się żeby oddać miejsce głębokiej szarości. Czas jest bardzo płynny, nigdy nie stoi w miejscu, ciągle w ruchu przepływa zmieniając napotkaną rzeczywistość.
Obserwuję te zmiany z zaciekawieniem, choć przyznam, że nie na wszystkie jestem gotowa, nie na wszystkie wewnętrznie się zgadzam – zwyczajnie do niektórych jeszcze nie dojrzałam, nawet jeśli czas sugeruje inaczej. To dojrzewanie, szczególnie wewnętrzne opiera się wszelkim zasadom, jest bardzo indywidualne, zadziorne. W końcu różnimy się pięknie od siebie, no i w całkiem odmiennych, środowiskowych sosach przyszło nam wzrastać.
Dojrzewamy do smaków, ciszy, miłości czy wdzięczności za to co już jest.
Od jakiegoś czasu bardzo, ale to bardzo cenię sobie ciszę i czas w tej ciszy spędzony, takie samotne, pojedyncze i cudowne momenty. W tej ciszy nie ma pustki, ona jest niemal po brzegi wypełniona wszelkimi, możliwymi odpowiedziami na pytania które sobie w życiu zadałam. Te odpowiedzi są tam, wszystkie co do jednej, tylko w harmidrze wielu spraw nie mają siły się przebić. Są jak oddech który za sprawą naturalnej magii dzieje się sam, bez świadomego zaangażowania lub jak nie słyszalny gołym uchem dźwięk skrzydeł motyla, krople deszczu wylegujące się na zielonej pokrzywie albo maleńkie, śliczne pierożki pozawijane w warkocz – z zaskakującym i niepozornym nadzieniem w środku. Te cichutkie myśli skrywają w sobie to o czym szepcze co rano serce, o czym śnię zanurzona głęboko w nocy…o czym nie mam odwagi pomyśleć na głos.
W ciszy kąpie się wdzięczność,
prostota zwykłych, troskliwych gestów wykonywanych przy okazji czy mimo chodem. Tam pomieszkują wszelkie zachwyty, szczególnie te którymi nigdy z nikim się nie podzieliliśmy – na przykład delikatna rozkosz poranka, wspólne oddechy kiedy tylko ty nie śpisz, piękno poruszającego się w tańcu ciała, zapach dziecka którego nie da się nikomu opowiedzieć czy w końcu dotyk. Ten delikatny, z opuszków palców, najpiękniejszy. Zmysł dotyku jest niesamowity, choćby dla tego, że dotykając czegoś, jednocześnie jest się dotykanym.
Lubię dotykać, a TY?
Szczególnie jedzenia, z tym zgodzą się ze mną kucharze z Water&Wine, którzy sami hodują warzywa i owoce w przy restauracyjnym gigantycznym ogrodzie gdzie rosną truskawki, rabarbar, porzeczki, zioła, ziemniaki, winogrona na moje ulubione wino Solaris, czarny bez, zastępy pomidorów w wielu odmianach i z pewnością agrest – bo zbieraliśmy go niespełna tydzień temu, żeby cieszyć się jego dotykiem w kuchni. Bardzo lubię tam być, samo miejsce jest cudowne a podejście do naturalnej uprawy i w konsekwencji do produktu to prawdziwe #mynowaste. Wszelkie pozostałości czy choćby pokrzywy, odpowiednio ukiszone użyźniają z powrotem kolejne, wzrastające plony.
Dotknę dziś specyficznego smaku, dość trudnego i mocnego, choć jak dla mnie fenomenalnego i głębokiego – coś jak długo dojrzewające sery, fermentowana fasola, durian czy inne przysmaki nie z tego świata. To będzie nasza rodzima, ukiszona pokrzywa z limonką i imbirem zamknięta w maleńkich, plecionych pierożkach z miętą i serkiem migdałowym. Oczywiście można dodać owczego sera lub fety jeśli tylko je jadasz, myślę że pierożki będą równie pyszne a już z pewnością nieco inne, wybór oczywiście należy do Ciebie…albo do tego, co chowa się w lodówce.
Przepis na kiszoną pokrzywę jest TU, jeszcze można ją zebrać i zrobić.
Przepis na plecione pierożki orkiszowe z serkiem migdałowym, mięta i kiszoną pokrzywą :
na ciasto :
1 szklanka mąki orkiszowej typ 680
około 1/3 szklanki ciepłej wody lub bulionu warzywnego
szczypta soli
na serek :
pół szklanki migdałów bez skórki lub płatków migdałowych
łyżka zalewy z kaparów
łyżka oleju sezamowego jasnego lub innego delikatnego
na farsz:
garść świeżej mięty
świeżo mielony pieprz do smaku
łyżeczka otartej skórki z cytryny
1 łyżka kiszonej pokrzywy, poszatkowanej
Migdały zalewam wcześniej ciepłą wodą i zostawiam do namoczenia przynajmniej na godzinę. Jeśli są to płatki migdałowe, można krócej. Większą część wody odlewam, dodaję pozostałe składniki i miksuję je blenderem. Ilość wody zależy od tego jaką konsystencję serka chcę osiągnąć, można spokojnie dolewać wody w trakcie miksowania. Serek powinien być gęstszy, będzie w końcu farszem do pierogów.
Gotowy serek wykładam do miski, dodaję poszatkowaną miętę, pieprz, skórkę z cytryny i pokrojoną na kawałki kiszoną pokrzywę. Wszystko mieszam widelcem, próbuję i odstawiam na bok.
W garnku nastawiam wodę do ugotowania pierogów, ze szczyptą soli i łyżeczką masła klarowanego. Tu dodałam jeszcze pod koniec gotowania dwa liście młodej kapusty, dwie gałązki tymianku i kilka zielonych szparagów które znalazłam w lodówce. Oczywiście można pominąć.
W misce mieszam mąkę z połową ciepłej wody, dodaję soli i mieszam łyżką dolewając powoli pozostałą wodę. Zmieszane ciasto wykładam na stolnicę i wyrabiam dokładnie ręcznie. Gładkie i sprężyste rozwałkowuję na stolnicy na cienki placek, czym cieńszy tym lepiej, choć jeśli nie robiłeś nigdy ciasta bez dodatku jajek lepiej z początku popróbować z grubością i konsystencją osobiście.
Z rozwałkowanego ciasta wycinam szklanką koła, do każdego po kolei nakładam łyżeczkę farszu i podwijając palcem wskazującym dół pierożka do środka sklejam dwa powstałe w ten sposób rogi razem. Następnie małymi uszczypnięciami raz z jednej, raz z drugiej strony zamykam cały pierożek. Oczywiście można skorzystać z tradycyjnej, polskiej metody sklejenia brzegów i dociśnięcia ich do siebie. Widelec też wchodzi w grę, metodę wybierz taką jaka Ci najbardziej pasuje.
Pierożki gotuję kilka minut we wrzącej wodzie, gotowe odcedzam i podaję na świeżo z oliwą, tymiankiem i odrobiną skórki z cytryny. Pyszne są w lekkim bulionem warzywnym lub z doprawionym wywarem po gotowaniu pierożków z pokrojonymi liśćmi kapusty, szparagami i łyżeczką oliwy tymiankowej.
U mnie, tak jak w Water&Wine nic się nie zmarnuje. Jedzenie to miłość, trzeba o tym zawsze pamiętać. Spróbujesz?