Uwielbiam sprawiać przyjemność, komplementować, przytulać i dziękować za szczypty miłości które dostaję codziennie. To niesamowite jak wiele dobrego dzieje się dokoła nas, najczęściej są to drobiazgi, koło których przechodzimy nie doceniając ich szczególnie. Tym dobrym możemy podkarmiać się też sami, w końcu pieszczotą możemy obdarować sami siebie bez cienia żenady czy wyrzutów sumienia. Polecam chwile spędzone tylko w swoim towarzystwie, na małej, nieśpiesznej kawie, krótkim spacerze w nieznane lub pysznym śniadaniu. Liczy się nawet zakup kolorowych skarpetek albo niewielkiego bukiecika kwiatów czy ulubionej książki lub gazety. Czasem wystarczy uśmiech w lustrze a już na 100% głupia mina odbita w windzianym zwierciadle – pomaga, rozluźnia, dodaje dystansu. Bez tego smutno tak i szaro, w codziennej pogoni gubi się sens i cel.
Można też, na prędce ukręcić proste, kruche ciasto jabłkowe – całkiem niezwyczajne, choć któż nie robił w swoim życiu jabłkowego, bo z dodatkiem musu z rokitnika. Kwaśny czort z niego i w dodatku ma lekki, goryczkowaty posmak – dobrze, rozluźni spiętą Wątrobę, wypuści niepotrzebnie przytrzymane emocje i podkarmi szczęściem.
Polecam mus z owoców i pestek, bez żadnych zbędnych dodatków, zwykła złota radość.
Odbudowuje, regeneruje, dodaje lekkości myślom i głaszcze układ nerwowy a najważniejsze, że zawiera serotoninę czyli szczęście w czystej postaci.
przepis na szczęście w kawałku jabłecznika :
szklanka mąki orkiszowej (typ 700)
około 1/4 szklanki mleka migdałowego
2 łyżki syropu klonowego lub imbirowego
2 łyżki masła klarowanego
5-6 jabłek
łyżka cukru brązowego trzcinowego opcjonalnie
szczypta różowej lub różanej soli (przepis tu)
3-4 czubate łyżki musu z rokitnika
odrobina czerwonego pieprzu do ciasta i listki bazylii greckiej do dekoracji
Mąkę mieszam z roztopionym masłem klarowanym, mlekiem, syropem klonowym, szczyptą pieprzu i soli. Wyrabiam energicznie i nie za długo, ciasto powinno być tłuściutkie i smaczne (zawsze podjadam kawałek surowego, zostało mi z dzieciństwa). Wstawiam na chwilę do lodówki.
Jabłka obieram, wycinam gniazda nasienne i kroję na plastry. Przekładam do miski, polewam rokitnikiem i miętoszę rękoma, tak żeby nie uszkodzić jabłek. Odstawiam na 10 minut.
Piekarnik rozgrzewam do 200 stopni. Wyciągam ciasto z lodówki, rozwałkowuję dość cienko i wykładam nim emaliowaną patelnię lub miskę. Widelcem nakłuwam spód i wstawiam na 5-10 minut do piekarnika żeby się lekko zarumieniło.
Wystawiam, wykładam jabłka, ewentualnie posypuję delikatnie cukrem trzcinowym i zapiekam kolejne 10-15 minut w temperaturze 180 stopni.
Serwuję często na „letnio”, posypane listkami bazylii i łupinkami z czerwonego pieprzu. Jest tak dobre, że nie zostaje po nic dosłownie nic – Hugisław wybiera wszystko, do ostatniego okruszka nabranego na oblizany palec!
Przepis inspirowany kampanią „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”
Ja też będę ślinić palce i wylizywać talerze już w przyszłym tygodniu w Water&Wine pod opieką Chefa Marka Flisińskiego, dzięki uprzejmości Cisowianki.
Jest też dobra wiadomość, ten piękny koncept otwiera swoje drzwi dla wszystkich chętnych – możesz się zapisać i też ukradkiem wylizywać talerze! Dla zainteresowanych Water&Wine (TU)