Inspiracje przychodzą z różnych stron. Najczęściej korzystam z poświaty. Zapisuje się we mnie tylko szkic, kształt, jak mieniące się cienie w zachodzącym słońcu. W odpowiednim momencie przychodzi do mnie tylko namiastka tego wspomnienia, może to być zapach, kolor albo po prostu uczucie które ono wywołało.
Jesteśmy całością ale złożoną z tysięcy, żeby nie powiedzieć milionów skrawków. Takich drobnych kawałeczków, składników jak w zdecydowanym przepisie. Kiedy to odkryjesz, otworzysz jak pudełko wypełnione ciasteczkami z wróżbą, zastanawiasz się co masz z tym wszystkim zrobić. Otwierasz po kolei jedno po drugim, kolejne i następne, próbując odczytać jakąś konkretną wskazówkę, złapać trop, zrozumieć – zamiast tego wkręcasz się w większy chaos. Drogowskazy potrafią nieźle zakręcić, w drobiazgach zamkniętych jest najwięcej informacji.
Trochę jak w miękkim, zielonym kokonie młodego bobu.
Tylko spokój może nas uratować, oddycham zatem głęboko, bez stresu czytam wskazówki pojedynczo. Raz na jakiś czas, aż dojrzeje, zrozumiem i zaakceptuję.
Nie da rady zrobić stu kroków na raz.
Tak samo jest w kuchni. Patrzę co mam, wącham, delektuję się kształtem, teksturą i kolorem. Oddycham głęboko a magia sama się dzieje. Szczególnie po wizycie w Water&Wine, kolory podpowiadają połączenia. Piękne miejsce, piękne jedzenie. Jak zwykle na zaproszenie Agaty i Chefa Marka z Cisowianki.
*na zdjęciu chłodnik z młodego bobu, nałuskałyśmy się tych drobniutkich piękności aż nam palce rozmiękły
A u mnie placki, też zielone i pyszne. W końcu green is the new black!
Niesamowicie sycące, polecam z doprawioną raitą.
szklanka ugotowanego i obłuskanego bobu
garść poszatkowanej natki pietruszki
1 młoda marchewka utarta
2-3 zielone ogórki gruntowe
łyżka odwaru z siemienia lnianego
łyżka lub dwie mąki ryżowej z klejącego ryżu
1/4 łyżeczki świeżo mielonego czarnego pieprzu
większa szczypta wędzonej soli
kawałek utartego świeżego imbiru (wg uznania)
szczypta utartej skórki z cytryny
olej kokosowy do smażenia
Ugotowany bób rozgniatam widelcem, dodaję pozostałe składniki, mieszam uzyskując dość gęstą konsystencję – wystarczającą, żeby usmażyć placuszki.
U mnie chłopaki jedzą z raitą na roślinnym jogurcie, to nic innego jak dobrze doprawiony jogurt z koperkiem, pomidorem i właściwie wszystkim co w duszy gra.
Przepis inspirowany kampanią „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”