Moja rodzina rośnie. Przyjęliśmy Stefanię, śliczną, maleńką córeczkę mojej przyjaciółki. Wyczekany skarb, serce noszone pod sercem, kropla porannej rosy, najmocniejsza miłość na świecie. Bardzo się cieszę, dokładnie pamiętam jak to było u nas. Radość, wzruszenie, szczęście i dla równowagi zmęczenie, ból fizyczności, zmiana, odpowiedzialność i lęk z tym wszystkim związany. Potrzebny jest czas, żeby go oswoić i zbudować swoje życie na nowo, ułożyć inaczej. To może być piękna przygoda, o ile wypuścisz jeden latawiec z ręki żeby móc znaleźć nowy i chwycić na nowo wiatr w żagle.
Wszystko się ułoży, zawsze tak jest. Warstwa pokryje warstwę, nowe dodatki pięknie wypełnią całość, to co było kiedyś niezbędne – przestanie być ważne a inne wskoczy i uzupełni puste miejsce.
Naturalnie, jak to, że są już maliny na krzakach, zielone kalarepy ze zmierzwioną fryzurą, świeci pięknie słońce i uwodzi nas najpiękniejsze lato. Kalarepę pamiętam z dzieciństwa, chrupaliśmy ją jako przekąskę, czasem z odrobiną soli albo z niewielką ilością miodu. Jest teraz tak gorąco, że na lunch wystarczy mi carpaccio z kalarepy, woda z liściem mięty i kilka świeżych malin. Chrupiące, słodkie, cieniutkie plastry z odrobiną cytryny, miodu i pysznego oleju dyniowego tworzą idealnie nawilżającą kombinację. Na dobry początek.
Na jedną porcję wystarczy :
1 kalarepa
kilka dojrzałych malin
kilka orzechów
płatki chabrów do dekoracji plus płatki róży
liście świeżej mięty
odrobina soku wyciśniętego z cytryny
pół łyżeczki miodu
łyżka oleju dyniowego
szczypta soli
szczypta pieprzu świeżo zmielonego
Kalarepę myję, odcinam liście i odkrawam niedoskonałości. Kroję bardzo cienko, najlepiej na mandolinie. Z kilka malin delikatnie dzielę na pojedyncze kuleczki lub po prostu kroję na pół.
Olej mieszam z sokiem z cytryny, miodem i przyprawami.
Niemal przeźroczyste plasterki kalarepy układam na talerzu, posypuję malinami, listkami mięty, płatkami kwiatów i polewam olejem. Najlepiej smakuje na świeżo, może być sałatką albo chrupiącą przystawką.
Przepis inspirowany kampanią „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”