Niech będzie przyjemna – jak chwila słodkiego spokoju na kanapie albo, co bardziej kuszące w hamaku. Czysta, niczym nie zmącona rozpusta – dżem pozostaje do wyboru, kwestia gustu. Osobiście lubię połączenie słodkiego i lekko kwaśnego z dodatkiem otwierającej skórki cytrynowej. Fajnie zadziała szczypta świeżych ziół, takich jak np. tymianek albo drobne listki bazylii greckiej – nieziemsko aromatycznych wspomagaczy trawienia. Pączki nie są trudne, właściwie można je zręcznie ukręcić niemalże przy okazji a samo ciasto jest ponętne i przyjemne w dotyku. Miękkie, sprężyste i jędrne za razem. Warunek – trzeba je dobrze wymiętosić żeby się takie właśnie stało. Każdy marzy o odrobinie miłości. Nic dziwnego, wyrabianie ciasta jest jak zdecydowany dotyk kochanka, wystarczająco mocny i jednocześnie delikatny, pełny ciepła i namiętności.
Jestem przekonana, że tłusty czwartek będzie naprawdę zachwycony. W tym dniu króluje wrzątek, filiżanka kawy i pączki. To jedyny, tak bardzo słodki dzień w roku. Z uśmiechem na ustach wcinam kolejnego pączka, ten jest dobrze skomponowany, nie powinien za bardzo obciążać – choć nadal smażony w głębokim tłuszczu. To fajna alternatywa na pączkowe szaleństwo, godzina roboty i obopólna rozkosz gwarantowana.
Na 12 średniej wielkości pączków :
1 i 1/2 szklanki mąki orkiszowej typ 700
3/4 szklanki mleka roślinnego
2 łyżki oleju kokosowego
3 łyżki bourbona
30 gram drożdży
2 łyżki syropu klonowego
3 łyżki odwaru z siemienia lnianego
dwie garście orzechów nerkowca
utarta skórka z 1 cytryny
opcjonalnie łyżeczka świeżych listków tymianku lub bazylii
szczypta różowej soli
olej do smażenia kokosowy / rzepakowy
gęsty dżem dereniowy, jarzębinowy lub inny
cukier kokosowy lub trzcinowy zmielony na puder do posypania
Niewielką ilość mleka podgrzewam w rondelku. Drożdże rozkruszam do kubka, dodaję syrop klonowy i ciepłe mleko. Odstawiam na 10-15 minut w ciepłe miejsce, żeby zaczyn ruszył.
Piekarnik nastawiam na 50 stopni.
Orzechy zalewam pozostałą ilością mleka i miksuję blenderem na gładką masę.
Do miski wsypuję czubatą szklankę mąki, utartą skórkę z cytryny, opcjonalnie zioła, zaczyn, odwar z siemienia lnianego, dwie łyżki oleju kokosowego, zmiksowane orzechy nerkowca, mieszam i wyrabiam porządnie ciasto. Chodzi o to żeby podgrzać energicznymi ruchami ciasto aż będzie elastyczne i przyjemne w dotyku. Ciasto nie może być klejące, jeśli jest trzeba podsypać je mąką.
Wyrobione ciasto oprószam mąką, zakrywam ściereczką i wstawiam do piekarnika żeby wyrosło.
Po około 30 minutach wyciągam ciasto z piekarnika, wyrabiam jeszcze raz. Urywam niewielkie kawałki rozwałkowuję je delikatnie w dłoniach, nakładam łyżeczkę ulubionego dżemu, zawijam szczelnie, roluję w dłoniach i na końcu odrobinę je spłaszczam. Układam na blasze, przykrywa ścierką i wstawiam na około 15 minut do pieca żeby wyrosły.
W szerszym, żeliwnym garnku rozgrzewam olej. Powinien być naprawdę gorący żeby pączki dobrze wypiekły się w środku. Wrzucam maksymalnie po 3 pączki i smażę z obu stron na piękny brązowy kolor. Ważne, żeby pączki nie dotykały do dna, powinny pływać w oleju.
Wypieczone pączki wykładam na papier żeby odsączyć pozostały olej. Za chwilę lądują na kratce do studzenia. Przestudzone oprószam cukrem pudrem, u mnie był akurat kokosowy.
Ostrzegam że 12 sztuk rozchodzi się w 30 minut….
Przepis inspirowany kampanią „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”