Przyszedł mróz i całkiem nowy, nieśmigany jeszcze rok.
Poprzedni pomieścił w sobie ogrom radości, zapachów, nowych smaków, miłości, promieni słońca i dużo dobrego. Smutno też było, nawet bardzo. Czasami bezsilność wszystko kąpała w ciemności. Ciężko pogodzić się z tym na co nie ma się wpływu. To cenne lekcje, te bolesne szczególnie pozwalają doceniać piękno zwyczajnych dni.
Były momenty boskiej formy, prawdziwej mocy dzięki której zmarszczki w lustrze same się prostują nie wspominając o siwych włosach. W takiej sytuacji ciężko się do czegoś przyczepić, zwyczajnie jest dobrze. Taka pochwała prostoty.
Były też chwile niewdzięczne, plujące szarością – z perspektywy wiem że przywlokły się żeby nauczyć mnie akceptacji i pokory. W takich chwilach dobrze robi mi wściekle różowy sweter, magia miłości, joga, konie, prostota… i dorzucę jeszcze talerz dobrej, rozgrzewającej zupy.
Było jeszcze coś, jak dla mnie bardzo ważnego.
Mój syn poszedł do szkoły. Patrząc na niego po tych kilku miesiącach widzę jak się zmienił – wydoroślał, postawił nowe granice. My też musieliśmy zrewidować w związku z tym swoje, przemeblować relacje, obłaskawić czas. Ułożyć na nowo, choć życie jest na tyle dynamiczne, że wciąż trzeba coś przestawiać, zmieniać i układać – jak w szafie w której, nie wiadomo kiedy, sam robi się rozgardiasz. Powinnam do tego przywyknąć a nawet czerpać z tych przemian frajdę, przerabiając kolejne lekcje. Człowiek uczy się przez całe życie – żyjąc po prostu.
I jeszcze książka, mój mały sukces, jest taka jaka miała być. Wypełniona po brzegi miłością, dobrym jedzeniem, radością dzieciństwa z kanapką z kaszą gryczaną w garści. Powrót do korzeni, dziś też go zapragnęłam.
Z pieczonych warzyw i chrzanu zrobię zupę ze świeżymi listkami szczawiu z doniczki.
potrzebne:
włoszczyzna
3 ziemniaki
duży korzeń świeżego chrzanu
1 średnia cebula (u mnie czerwona)
2 czubate łyżki masła klarowanego
dwie gałązki świeżego lubczyku
świeżo mielony czarny pieprz
szczypta nasion kolendry
1/4 łyżeczki wędzonej soli
dwie garście świeżych liści szczawiu (doniczkowy)
Włoszczyznę, ziemniaki, chrzan, cebulę obieram i kroję na mniejsze kawałki.
Formę do pieczenia smaruję masłem grubo klarowanym, układam pokrojone warzywa, zakrywam i piekę przez około 30-40 minut w temperaturze 180 stopni.
W garnku rozgrzewam pozostałe masło, nasiona kolendry, wędzoną sól, garść poszatkowanych liści szczawiu i całe gałązki lubczyku. Dodaję upieczone warzywa, pieprz i zalewam całość wodą. Doprowadzam do wrzenia i gotuję 10-15 minut.
Podaję najchętniej z łyżką słodkiej kaszy jaglanej lub soute z dodatkiem świeżych liści szczawiu. Smakuje obłędnie, pieczony chrzan staje się słodkawy i traci swoją intensywność. Rozgryziony, uwalnia bardzo delikatny, lekko chrzanowy smak. W połączeniu z kwaśniejszymi listkami szczawiu i posmakiem wędzonej soli przykleja uśmiech na twarzy.
Pięknie się zaczyna 2016 rok, oby dalej było kolorowo i z uśmiechem.