Miłość to proces, trwa i rozwija się w swoim czasie.
Nie da się przeskoczyć jej przemyślanych etapów, choć przyznam, że czasami jest niesamowicie intensywna i szybka jak strzała. Pielęgnowana rośnie, pięknieje w oczach, dojrzewa słodko i zawiera w sobie mieszankę wszystkich smaków, pełnię.
Miłość lubi się bardzo z centrum, tam jej przyjemnie ciepło, do wszystkiego jest blisko, niemalże na wyciągnięcie ręki. Z tej pozycji może się spokojnie nasycać, codziennie, od nowa budować i rosnąć w siłę. Właśnie tu jest blisko źródła, a jest nim między innymi kuchnia, centrum uwagi czy choćby środek ciała czyli o brzuch. To tam dzieje się codzienna magia, w brzuchu najczęściej „latają motyle”, trawią się smutki i radości – finalnie to stamtąd płynie ogień do serca, wątroby czy nerek, tak silnie związanych z odczuwaniem miłości. To ciekawe, że można kochać przez różne narządy, w końcu wszystko jest ze sobą połączone. Najważniejsze żeby wkładać w tą miłość dużo uwagi, takiej pozytywnej, czasami fajnie bezczelnej energii. To ją zasila, podbudowuje – całkiem jak ciało które buduje się i wzmacnia dobrym jedzeniem.
Dla mnie miłość jest nierozerwalnie związana z jedzeniem. Podziwiam kształty, faktury, kolory i smaki. Inspirują mnie, żeby nie powiedzieć dobitnie że podnieca mnie natura i jej obfitość. Pasjami oglądam wszelkie owoce, warzywa, zioła i kwiaty – podziwiam splot brukselki, idealne wręcz wiry romanesko, intensywność owocu granatu czy kształty zarumienionej gruszki i słodycz buraków. Nic na to nie poradzę, poddaję się tej miłości bez walki.
To, na co trzeba poczekać staje się o wiele bardziej kuszące, dla tego dziś będę kisić. Zainspirował mnie Marek Flisiński z Water&Wine, podając na wigilii barszcz na kiszonych grzybach. Uwierzcie, był nieziemsko pyszny, zwieńczony aromatyczną truflą – mistrz, mistrzów, mistrzów.
Na to ja kupiłam brukselkę, imbir, korzeń chrzanu i liście cytryny. Suszony koper mam, czosnek i gorczycę też. Tradycyjnie, bez większych zmian, lubię kisić.
Na litrowy słoik :
około dwie garście świeżej brukselki
większy ząbek czosnku
szczypta białej gorczycy
dwa liście cytryny lub inne jak lubisz
4-5 cm korzeń świeżego chrzanu
łyżka suszonego kopru
2 płaskie łyżeczki różowej soli na 1 litr ciepłej wody
Umyta brukselka usadowiła się wygodnie w słoju, myślę że przyjemnie jej w tej aromatycznej i ciepłej kąpieli. Będzie pyszna, lekko podsmażona z dodatkiem migdałów, syropu klonowego i soczystego granatu.
skład:
10-15 podkiszonych brukselek (3-4 dniowych)
płaska łyżka masła klarowanego
dwie łyżeczki syropu klonowego
łyżka rozgniecionych migdałów bez skórki
czarny pieprz
1/2 świeżego granata
kilka listków greckiej lub tajskie bazylii
Podkiszone brukselki kroję na pół i wrzucam je na patelnię, dodaję masło klarowane i przesmażam na większym ogniu. Do zarumienionych już brukselek dodaję rozgniecione migdały, syrop klonowy i świeżo mielony, czarny pieprz, całość chwilę smażę i odstawiam z ognia. Jeszcze na patelnię dodaję wydrążony granat, mieszam i wykładam na talerz. Dekoruję listkami bazylii i podaję na świeżo.
Piszę śliniąc się na klawiaturę, Hugisław zjadł pierwszą turę, zdążyłam tylko chwycić w przelocie i posmakować. Warto! Kiszenie jest super fajne, na każdym etapie daje niesamowitą radochę podniebieniu i jeszcze większą uszczęśliwionym jelitom.
Dziękuję za zaproszenie Agacie z Cisowianki, Markowi i jego całemu zespołowi z Water&Wine za pasję i miłość do jedzenia, którą się z nami podzielili i za całą kampanię „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli” dzięki której powstaje tyle inspiracji!