Nic tak nie inspiruje jak cisza.
Szczególnie po intensywnych przygotowaniach do świąt, taszczeniu, siekaniu, smażeniu, obieraniu, nadziewaniu i…. gotowaniu oczywiście bo barszcz sam się uprzejmie niestety nie zrobi.
Bez spięcia, za to z szerokim uśmiechem na twarzy planuję menu, w większości oparte na tym co mam i oczywiście na tym, co w sezonie – w końcu, to zawsze najfajniejsza i najtańsza opcja. Lubię kupować lokalnie, szczególnie od ludzi dla których jedzenie jest równie kuszące, co dla mnie. Przecież we wszystkim, w co się angażujesz, zostawiasz maleńką cząstkę siebie a więc w tym wytroszczonym jedzeniu znajdzie się zawsze okruszek cudzej pasji i miłości. Nie ma lepszej rekomendacji…od miłości.
Część składników przygotowuję sobie wcześniej, takich jak zakwas buraczany na barszcz albo macerowane bakłażany w occie czy wino daktylowe w którym gotuję gruszki – resztę robię tak naprawdę dziń przed i w dniu wigilii. Świeże jedzenie jest przyjemnie energetyczne i „świetliste”, no i karmi tak przy okazji miłością, jak światłem.
Triumf światła nad ciemnością
Światło to nic innego jak miłość w najczystszej postaci, to życie, uśmiech, poranek i ciepło. Bez miłości, tak jak bez wody, nic nie byłoby możliwe. To właśnie o tym są te nadchodzące już za chwileczkę święta, o zwycięstwie światła nad ciemnością, o zamknięciu poprzedniego cyklu i otwarciu nowego. O nadziei, o początku, o rodzącej się od nowa miłości i pasji. Podobny trumf, może nieco mniejszego kalibru, przeżywamy codziennie – o poranku, kiedy ciemność ustępuje miejsca dla brzasku, kiedy znajdujesz rozwiązanie albo po prostu zaczynasz się uśmiechać a miłość, z ochotą, rozpanoszy się wokół Ciebie. Wydaje się proste prawda?
Proste i naturalne, choć nie zawsze takie oczywiste…jak piernik dyniowy z espresso.
Oczekiwania naprawdę potrafią spędzać sen z powiek, wiem to bo zawsze wysoko stawiałam sobie poprzeczkę. Rozwój jest bardzo pożądany, fajnie iść do przodu, szczególnie w dziedzinie którą się człowiek naprawdę pasjonuje i tu ciężka praca przynosi konkretne korzyści…to jednak największy progres robię zawsze, jak na chwilę odpuszczę, odpocznę, zdystansuję się zwyczajnie. To naturalny proces, jak pory roku i to, że po nocy przychodzi dzień – więc zaklinam Cię, odpuść czasami. Nawet najlepszym, potrzebny jest czas.
Widać to wyraźnie w kuchni, szczególnie jeśli masz do dyspozycji ogród i możesz uczyć się bezpośrednio od natury – tak jak kucharze z Water&Wine, którzy sieją, zbierają i przetwarzają niemal wszystko co przynosi w swoim rytmie natura,. Szczególnie z dzikiego ogrodu, który żyje własnym życiem, bez ingerencji ogrodników – wyobrażam sobie, jak trudno było im odpuścić i zostawić to miejsce własnej, radosnej egzystencji. Dzięki temu, zespół tego konceptu restauracyjnego czerpie inspiracje z nietkniętej, dzikiej przestrzeni korzystając z mocy drzemiącej w tym nieokiełznanym miejscu…jak w odnalezionym na nowo „Tajemniczym ogrodzie”.
Odpuść, niedoskonałość jest prawdziwa i …najbardziej kusząca.
Nawet jeśli nie wszystko jest idealnie, pamiętaj, że głównie chodzi o to, żeby się spotkać przy wspólnym stole, podzielić się sobą, serdecznością i swoim czasem, o nic innego…no może jeszcze o piernik dyniowy, taki na szybko i bez zadęcia. Wystarczy półtorej szklanki mąki, dynia piżmowa, masala tea lub przyprawa do piernika, proszek do pieczenia, sok jabłkowy, espresso i tłuszcz, reszta jest do zmodyfikowania.
Przepis na szybki piernik dyniowy z kawą
1 mała dynia piżmowa lub 1/2 średniej
szklanka soku jabłkowego tłoczonego
łyżka masła klarowanego lub innego słodkiego tłuszczu do smażenia
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
mała buteleczka Perlage
1 espresso
2 łyżki masła orzechowego
3 łyżki syropu klonowego
1/2 szklanki oleju roślinnego lub masła klarowanego rozpuszczonego
1 i 1/2 szklanki mąki orkiszowej typ 500
łyżeczka soku z cytryny
2 łyżki przyprawy masala tea
tabliczka gorzkiej czekolady do środka i do polania
garść granoli czekoladowej
szczypta soli
Do miski przesiewam mąkę orkiszową, za pomocą widelca mieszam ją z proszkiem do pieczenia, sodą, przyprawą masala tea i solą. Piekarnik rozgrzewam do 180-200 stopni.
Dynię obieram, kroję na mniejsze kawałki i podsmażam na maśle klarowanym, w żeliwnym garnku z przykrywką. Podlewam powoli sokiem jabłkowym i podduszam porządnie z dodatkiem syropu klonowego. Odstawiam dymię do przestygnięcia, następnie dodaję masło orzechowe, espresso i miksuję blenderem na gładką pulpę. Dolewam olej, buteleczkę Perlage, mieszam wszystko łyżką i przelewam do miski z przesianą mąką orkiszową. Dodaję sok z cytryny, utartą gorzką czekoladę i garść granoli (choć to naprawdę opcja), całość mieszałam, przelewam do wysmarowanej tłuszczem formy na babkę i wstawiam do pieca na 45 minut. Rumiany sprawdzam drewnianym patyczkiem, jeśli nic się do niego nie przykleja, wystawiam piernik do ostygnięcia.
Nie wyciągam gorącego ciasta z formy, to się raczej rzadko udaje…szkoda zachodu.
Ponieważ naprawdę chcę zaoszczędzić sobie czasu, rozpuszczam 3/4 tabliczki gorzkiej czekolady z 2 łyżkami jogurtu kokosowego i polewam nią piernik, posypuję jeszcze resztką czekoladowej granoli i ustawiam tego kusiciela na pomocniku przy stole, niech poruszy porządnie ślinianki.
p.s już za chwilę Święta zaczną domykać rok, więc odpuszczam na kilka dni, odcinam się od wirtualnego świata, żeby być bardziej dla siebie.
W końcu, życie, to nic innego jak garstka okruszków, uniesień i wzruszeń. To zwykła kawa wypita razem o poranku, to też kawałek ulubionego ciasta z gorącą herbatą – koniecznie porządnie upaćkany w babciowym dżemie.To też słowa, które karmią najpiękniej i drobne gesty, a w szczególności to, żeby BYĆ naprawdę, w codzienności a nie tylko od święta.
Dobrych Świąt, prawdziwych, bo tak naprawdę, potrzebujemy głównie MIŁOŚCI i to do ostatniego okruszka, a całkiem NOWY ROK, proszę Cię solidnie wysmaruj DOBREM zmieszanym z dżemem truskawkowym – niech będzie z niego kuszący łobuziak i rozpanoszy wszędzie jeszcze więcej MIŁOŚCI!
Z pozdrowieniami i z dyniowym piernikiem w ręku
Maia