Z pewnej pustki same wyłaniają się pomysły. Są jak drobne i nieśmiałe myśli albo cieniutko pokrojone plasterki soczystej dyni, wyglądają przez uchylone drzwi albo fruwającą zasłonę, zerkając tylko ukradkiem na świat. Czekają zapewne na odpowiedni moment, żeby się pokazać, urzeczywistnić w materialnym świecie, przyciągnąć pożądliwe spojrzenia.
Myśli nie schwytane na czas, szybują sobie wesoło po niebie, jak kolorowe latawce w piękny i słoneczny dzień, kusząc sobą spragnionych świeżych pomysłów ludzi. To trochę tak, jak nie wykorzystane okazje, trafiają się zwyczajnie innym, tym którzy są gotowi zrobić z nich dobry użytek – nie marnując przy tym najmniejszego, dobrego okruszka. Czasem są to bardzo proste myśli, zwykłe rozwiązania które wcześniej nie przychodzą do głowy a naprawdę pięknie upraszczają codzienność.
Chwytam tę myśl i pożeram natychmiast, jak słodką i porządnie panierowaną dynię, zawładnięta do reszty rozkoszą tej prostoty. To ciekawe, że na myśli najprostsze czeka się czasem całe życie, po drodze dając się uwieść łobuziakom prowadzącym zazwyczaj na manowce. Nie mam co tego wątpliwości, że rzeczy najprostsze i te codzienne drobiazgi dają najwięcej satysfakcji, bo zwyczajnie karmią najpiękniej…o ile tylko im się na to pozwoli.
Myśli są jak kuszące kawałki panierowanej dyni wieczorową porą.
Moje myśli, chrupiące jak diabli, upaprały się dziś zuchwale sosem z poszatkowaną kolendrą. Przyszły do mnie późnym popołudniem, żeby je zanurzyć w tej kremowej kąpieli i wgryźć się w nie bez opamiętania, a potem wyzbierać paluchem dobrze podpieczone resztki słodkiego panieru. Zaczęło się wszystko całkiem niewinnie, od duszonej dyni z marchewką, uroczo pachnącej masłem klarowanym i moją ulubioną masala tea, a skończyło się na cienkich, pysznie upieczonych dyniowych kawałkach. Jedna dynia a tyle rozkoszy, prostej i bezpretensjonalnej – szczególnie, że teraz jest obficie dyniowe, słodkie, pomarańczowe i o różnej strukturze. Swoje dynie kupuję u stajennego sąsiada, wyhodował całkiem przypadkiem chyba z 10 różnych rodzajów więc z każdą wizytą przywożę ze sobą kolejną, i kolejną…i kolejną. Istne dyniowe szaleństwo!
Prosty przepis na uwodzicielskie kawałki dyni w chrupiącej panierce!
1/4 dyni hokkaido (może być nieco mniej)
3 łyżki masła klarowanego
2 łyżki syropu klonowego
1/4 łyżeczki soli wędzonej
porządna szczypta czarnego świeżo mielonego pieprzu
poszatkowany kawałek chilli (tylko opcjonalnie)
1/2 szklanki panieru wielozbożowego MAMUT
garść zielonej, pachnącej kolendry
jogurt kokosowy naturalny
Kolendrę szatkuję i mieszam z jogurtem, czasami dodaję do sosu chilli i szczyptę czarnej soli – wszystko zależy do czego będę serwowała upieczoną dynię.
Dynię myję i kroję na dość cienkie kawałki. W rondelku rozpuszczam masło klarowane, dodaję syrop klonowy, przyprawy i porządnie mieszam. Panier przesypuję do głębszego talerza, piekarnik rozgrzewam do 200 stopni, termoobieg i grzałka góra/dół. Blachę do pieczenia wyścielam papierem do pieczenia.
Kawałki dyni porządnie taplam w maśle klarowanym z przyprawami, obtaczam obficie w panierce i układam na blasze. Wstawiam do rozgrzanego piekarnika i piekę przez 10 minut, potem zmieniam program na same grzałki i piekę kolejne 10 minut aż kąski się podpieką a panierka ozłoci.
Podaję ciepłe, z kremowym sosem jogurtowym albo serwuję je w pysznych wrapach z garścią soczystej rukoli, ogórkiem kiszonym i kawałkiem ostatnich pomidorów – obficie upapranych w jogurtowym sosie – ten pomysł można z powodzeniem spakować do szkolnej śniadaniówki, jedynie sos dołożyłabym osobno, żeby panierowane kawałki zachowały swoją kuszącą chrupkość.
Sposobów na te panierowane kawałki jest zapewne tysiące, wystarczy zmieszać panierkę z moją ukochaną masalą tea albo z inną, ostrzejszą i bardziej wytrawną żeby uzyskać wytrawniejszą wersję albo dynię skropić sokiem z cytryny a do panierki dodać prażone płaty wodorostów nori, utartą skórkę z cytryny i nieaktywne drożdże. Całkiem proste, prawda?
Jak zwykle jestem bardzo ciekawa Twoich smaków, podzielisz się ze mną swoim pomysłem na panierowane kawałeczki dyni wieczorową porą?