Jesień naprawdę usadowiła się już wygodnie, złoci się na drzewach i rumieni dyniowym, okrągłym uśmiechem. Rozglądam się porządnie po kuchni, szperam w szafkach, myszkuję w lodówce i w szufladzie z pachnącymi skarbami. Przestawiam pudełka, odkręcam słoiki z przyprawami, sięgam coraz głębiej i dalej. Otwieram płócienne woreczki żeby sprawdzić co troszczą w swoich wypchanych cudownie brzuchach, czytam ręcznie opisane naklejki na szklanych buteleczkach – niektóre wyraźne, niemal kaligrafowane inne pośpieszne i trochę krzywe, jak zwykłe dni kiedy brakuje Ci czasu, żeby głęboko odetchnąć, przemyśleć.
Grzyby stojące obok w koszyku pachną jeszcze po cichu słońcem, mglistym porankiem w lesie, mokrymi kaloszami, pocałunkami i naparem rozmarynowym wleczonym w termosie przez krzaki – a tak naprawdę pachną najpiękniej na świecie, bo wspólnie spędzonym czasem, wydeptanymi w gąszczu spraw ścieżkami, prowadzącymi bezpośrednio do siebie nawzajem.
Chcę być bliżej, to takie proste i …zmienia wszystko.
W tej bliskości, w domowych pieleszach, w cieple zamglonej od emocji kuchni, przy drewnianym, solidnym i wspólnym stole dzieją się zazwyczaj rzeczy najistotniejsze. To tu zapisują się plany, tu piszą się moje książki, tu powstaje jedzenie przepełnione miłością, tu celebrujemy wspólne smaki, tu skrobią się lekcje w zeszycie, tu bezczelnie wtyka swój wilgotny nos Radocha. Tu gramy w karty, tu spotykają się od lat znajomi, tu obierają się ostatnie jabłka, szatkuje soczysta natka pietruszki i łupią orzechy, a nawet tu przyszywam urwany trok od ulubionego fartucha – tak naprawdę tu, na tej niewielkiej przestrzeni dzieje się wszystko, co zbliża. Tu dzielimy się ze sobą wszystkim, żeby wszystko mogło nas najpiękniej połączyć – właśnie ta bliskość ma kluczowe znaczenie i zmienia wszystko, dopełnia i sprawia, że jesteśmy naprawdę RAZEM.
Wszystko co się poznaje, tak naprawdę się oswaja. Tylko z bliska widzi się sprawy najwyraźniej, bo nareszcie sercem.
Pieczona dynia piżmowa w soku jabłkowym z leśnymi grzybami.
1 dynia piżmowa
płaska łyżka masła klarowanego
gałązka rozmarynu
1/2 tłoczonego szklanki soku jabłkowego
szczypta soli
solidna garść leśnych grzybów
1 mała biała cebula
1 ząbek czosnku
1/4 szklanki białego wina (resztka)
płaska łyżka masła klarowanego
1/4 szklanki gęstego mleka kokosowego lub innego
czarny świeżo mielony pieprz
porządna szczypta soli lub łyżka sosu sojowego
garść świeżej pietruszki
Piekarnik rozgrzewam na 220 stopni. Dynię kroję na połówkę, wydrążam z niej pestki, oczyszczam i myję. Nacinam ostrym nożem po wewnętrznej stronie w kratkę, smaruję porządnie masłem klarowanym i wkładam do żeliwnego garnka, środkiem do góry. Zalewam sokiem, wkładam gałązkę rozmarynu, przykrywam przykrywką i wstawiam do pieca na około 20 minut. Po tym czasie, wystawiam garnek z piekarnika, przekręcam połówki dyni środkiem do dołu i wstawiam na kolejne 10-15 minut do pieca.
W międzyczasie oczyszczam grzyby i kroję je na mniejsze kawałki. Obieram czosnek i cebulę, kroję na dość drobno. Na patelni rozpuszczam masło klarowane, podsmażam na nim cebulę, czosnek, dodaję czary pieprz, sól i pokrojone grzyby. Zalewam całość białym winem i podduszam delikatnie mieszając. Na koniec zaprawiam mlekiem mlekiem kokosowym, chwilę podsmażam żeby smaki się pięknie połączyły i zdejmuję z ognia. Szatkuję świeżą natkę i dodaję garść do grzybów, ewentualnie dosmaczam solą i pieprzem.
Upieczone i miękkie dynie wykładam na talerz, faszeruję grzybami z patelni i posypuję odrobiną zielonej, poszatkowanej natki. Podaję właściwie natychmiast, ślinianki wariują i naprawdę ciężko nadążyć za nimi z przełykaniem śliny. Zwyczajnie nie ma co walczyć, trzeba się otworzyć na podszepty ciała i rozkoszować wszystkimi doznaniami po kolei, najbliżej jak się tylko da.
p.s
blisko ma rozbudowany smak, tak jak ta dynia upieczona w soku jabłkowym z rozmarynem nabiera zupełnie innego, cudownego wyrazu. Rozgrzewa, a nawet rozpala zmysły, jest krągła, słodka a przy okazji pachnie i smakuje lasem posypanym porządnie natką pietruszki.
Takich zbliżeń można doświadczyć wszędzie gdzie mieszka serdeczność, szczególnie tam, gdzie dzieli się z innymi to, co najlepiej w życiu smakuje a więc miłość, wspólne doświadczenia i dobre jedzenie. Uwielbiam zasiadać przy jednym stole, obijać się o siebie w kuchni, podjadać, śmiać się i dzielić się…miłością. Oprócz mojego domu, znam jeszcze kilka takich wspaniałych miejsc dokarmiających miłością, należy do nich zdecydowanie Water&Wine w Drzewcach, gdzie pieką się same chrupiące chleby, rosną brzuchate dynie i świeże zioła a grzyby same pchają się w ręce.
A Ty masz swój ulubiony, wspólny stół przy którym możesz dzielić się sobą z głębi serca, tak blisko i niemal na co dzień?