Czerwiec otworzył zielone baldachy* z drobnymi, białymi kwiatami. Mają niezwykły, ogarniający całą przestrzeń zapach – pamiętam go dokładnie z babcinej kuchni, z dzbanka z letnim, orzeźwiającym kompotem przez który przemykały figlarnie promienie popołudniowego słońca. Babciny dzbanek był kryształowy, grube szkło pokrywały delikatne zdobienia. Siadałam przy stole w kuchni i obserwowałam jak szkło pięknie załamuje światło, podkreślając żółty jak słońce kompot z cienkimi plastrami cytryny.
Nie zdawałam sobie wtedy sprawy ile dobra mieszka w tym dzbanku, ile miłości jest w stanie pomieścić i piękna wygenerować. Zwykłe gałązki skąpane w wodzie, kilka plastrów cytryny, trochę słodyczy i już, najprościej. Wyglądało to jak czerwcowy rytuał, poranny spacer, nożyce, babskie pogaduchy o tym co dobre i co nie do końca wygodne, lniana torba a potem opalony, stary garnek, woda, zapach krojonej cytryny i gruchające na parapecie gołębie.
Mojej Babci już fizycznie nie ma, za to jest ze mną za każdym razem kiedy ucinam pachnące baldachy, zanoszę je do domu, wkładam do starego garnka i kroję plastry cytryny. Potem siedzi ze mną przy stole w mojej kuchni i tak jak ja kiedyś, przygląda się jak światło załamuje się na starym, kryształowym dzbanku…najpiękniej.
Ten prosty kompot ma za zadanie wzmocnić, oczyścić i wzbogacić czy może zbudować cenne płyny. W mojej, nieco zmodyfikowanej wersji w garnku pływa jeszcze plaster imbiru i dwa plastry świeżego korzenia kurkumy dla zwiększenia efektu oczyszczającego, przeciwzapalnego i wypraszającego wirusy z organizmu. Ponadto cała receptura wspiera budowę krwi i jej przepływ, rozpuszczanie gęstego śluzu czy choćby łagodzenie nerwów i pozbywanie się pasożytów tak cenne przy detoxie (więcej o tym TU).
Staram się zbierać kwiaty z dala od samochodów, zapuszczam się na spacer w pobliże lasu z lnianą siateczką i sekatorem albo wsiadam na moją ukochaną Mirę, przytraczam sobie lnianą torbę do szlufki w bryczesach i jadę kilka kilometrów wierzchem, żeby pozbierać kwiaty w samym sercu lasu. Z siodła mam nawet lepszy dostęp…o ile Mirosława zaakceptuje włażenie w dzikie chaszcze
Zrób i zakochaj się na całe życie :
około 15 baldachów* kwiatów czarnego bzu
3 litry wody
2 plastry korzenia imbiru (ze skórką)
2 plastry korzenia kurkumy (ze skórką)
2-3 łyżki ksylitolu lub syropu klonowego
3 plastry cytryny ze skórką
sok wyciśnięty z 1 cytryny
Kwiaty obskubuję lub odcinam z grubszych gałązek, najlepiej bezpośrednio do garnka. Dorzucam plastry cytryny, kurkumę, imbir i zalewam wodą. Zagotowuję, dodaję ksylitol i wyciśnięty sok z cytryny. Przecedzam i serwuję na ciepło – dokładnie tak jak słońce.
*kwiaty czarnego bzu są białe, rozmyślnie użyłam sformułowania baldachimy bo tak zawsze o nich mówiłyśmy z Babcią w języku potocznym. Zmieniłam w tekście na prawidłową baldachy po kilku komentarzach że jest to jakoś dla niektórych z Was jednak ważne. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, nieśmiało przypominając, że wszystko co tu znajdziecie jest moim stylem i moją interpretacją rzeczywistości.
Dobrego dnia!