Słucham jak Hugisław czyta na głos komiks rozgrywający się w rodzimej puszczy Białowieskiej, zerkam niby ukradkiem na jego piegowaty nosek i długaśne rzęsiska trzepoczące w podekscytowaniu. Czyta każdy znak, syczy, chrapie, pełza i „zzyyyza” w ślad za odgłosami zapisanymi w komiksowych chmurkach. Strasznie to śmieszne i cudowne za razem, wyobraźnia tańczy na języku, wiruje razem z bohaterami i dźwięczy przyjaźnie w uszach. Można powiedzieć że wzrasta, rozwija się, oddycha, przepoczwarza i dojrzewa pod rękę z Norką Zagłady, Lottą, Pipi czy ostatnio z braćmi Lwie Serce.
Książki uczyły nas liter, nazw części garderoby, odgłosów zwierzaków, kontynentów, utensyliów kuchennych i sezonowości w naturze a audiobooki odkąd pamiętam wysłuchiwane były u nas z zawziętością, niemal w każdej podróży jaką odbyliśmy od najmłodszych lat z Hugisławem.
Cudowne jest to, że są jakoś zawsze niedopowiedziane do końca, tak przyjemnie zostawiają miejsce na oddech, własne wyobrażenia sadowiące się pomiędzy wierszami. Powiedziałabym nawet, że te wolne przestrzenie zapraszają do tworzenia nowych, ekscytujących przygód i nie rzadko pachnących świeżością charakterów, wspaniałych dotąd nie odkrytych miejsc i nazw równoległych światów.
Sporo o wyobraźni ostatnio rozmawialiśmy, w kontekście książek, zdjęć, kolorów, smaków, magii zabawy, codzienności i kuchni oczywiście. Magia czy może wyobraźnia jest jak iskra światła, nieużywana chowa się gdzieś głęboko, smutnieje i zapada się w sobie, przestaje świecić…a my z nią.
Książki pobudzają ciekawość, polecam też podróże, nie tylko te palcem po mapie – pobudzają kreatywność i podsycają ochotę na więcej. Jeśli aktualnie nie możesz się nigdzie dalej ruszyć, wybierz sobie dobrą książkę, zrób napar z trawy cytrynowej i rozsiądź się wygodnie w fotelu. Zmiany same do Ciebie przyjdą, wtedy, kiedy będziesz na nie choć odrobinę gotowy.
Dla ułatwienia podaję przepis na boską herbatkę z trawy cytrynowej, świeżej kurkumy, imbiru i szczypty rozmarynowej słodyczy na tę huśtawkę którą serwuje nam pogoda. Całość, oprócz tego że pyszna, jest niesamowicie uprzejma dla całego układu trawiennego, przynosi mu ulgę a jelitom szczęście. Sprawia też, że krew w naszych żyłach dostaje wigoru i z łatwością dociera do najdalszych zakątków organizmu. Wystarczy zagotować wszystko rondelku lub tylko zalać wrzątkiem, rozsiąść się wygodnie z książką czy podręcznym notesem na ulotne myśli i ciepłe wypić.
prosty przepis na radosny napar :
2-3trawy cytrynowe
4 plasterki świeżego korzenia kurkumy
2 plasterki świeżego korzenia imbiru
1/4 łyżeczki przyprawy masala tea (przepis jest w mojej książce „Przepisy na szczęście)
3 plasterki cytryny ze skórką
gałązka rozmarynu
łyżka miodu rozmarynowego (do lekko ostygniętego naparu) lub ksylitolu czy cukru kokosowego
Trawę cytrynową obieram z pierwszej warstwy, odcinam lekko zeschnięte końcówki i szerokim nożem rozgniatam trawę na desce, tak żeby się otworzyła i zaczęła kusząco pachnieć.
Cytrynę na wszelki wypadek przelewam wrzątkiem i odkrawam 3 plastry razem ze skórką. To samo robię z kurkumą i korzeniem imbiru.
Do rondelka trafia trawa cytrynowa, rozmaryn, kurkuma, przyprawa masala, imbir, woda około 1l. Całość zagotowuję, odstawiam z ognia, wrzucam plasterki cytryny i dosładzam wg uznania. Jeśli chcecie wykorzystać miód rozmarynowy, trzeba najpierw napar trochę przestudzić.
Taką herbatę można zrobić zalewając jedynie całość wrzątkiem, w tym wypadku proces można powtarzać kilkukrotnie np w mniejszym dzbanku i popijać przez dzień lub dwa.