Hummusy robię nieprzerwanie od kilku lat, właściwie produkuję porcję tygodniowo bez względu na to gdzie aktualnie przebywam – hummus w lodówce MUSI być. Przećwiczyłam setki połączeń, właściwie połączenia ćwiczą przy okazji też mnie i sprzęt który mam do dyspozycji – i mam swoje ulubione typy. Te typy powstały z konieczności chwili, dostępności poszczególnych produktów i oczywiście produkuję konkretne smaki uginając się pod niemałymi domowymi naciskami.
O moim legendarnym hummusie ze śliwką pisałam już parę razy, bo i jest o czym pisać. Delikatny, lekko słodki i przyjaźnie pieprzny skradł już niejedno serce. Jest na tyle prosty, że nawet na drugim końcu świata można go ukręcić choćby w prowizorycznej kuchni. Oczywiście trzeba mieć ze sobą cieciorkę…no i dobry blender, który nie da się przy tej okazji wykończyć – a uwierzcie mi, mam już ja kilka miksujących trupów na swoim koncie.
Jeśli chcesz sprawdzić, czy masz dobry blender, zrób nim porządną porcję hummusu a najlepiej od razu dwie naraz! Jeśli to go nie zabije to masz już prawdziwego przyjaciela w kuchni na lata.
Ciecierzycę zazwyczaj wożę ze sobą, jeśli nie mam pewności że na miejscu ją znajdę, pakuję opakowanie do walizki. W dobie internetów można wyklikać niemal wszystkie, niezbędne informację. Te suche, twarde ziarna są cichutkie i całkiem niekłopotliwie sadowią się w kącie walizki czy torby podróżnej – zaraz obok przypraw, z którymi się nie rozstaję, matchy i zaprawionej w bojach, czarnej, połyskującej metalem żyrafy. Dzięki tym drobiazgom jestem niemal samowystarczalna…no a od matchalatte na mleku orzechowym jestem zwyczajnie uzależniona więc mleko, w razie potrzeby też sobie sama ukręcę. W końcu w życiu ważne są priorytety!
Jaki blender wybrałam na swojego dobrego przyjaciela?
Od lat jestem wierna te samej marce Braun i o tym też już Wam pisałam. Mam małą kuchnię i nie za dużą walizkę w którą pakujemy się na wszelkie wyjazdy całą rodziną więc wielkość blendera była dla mnie kluczowa. Po drugie jego możliwości, czyli najprościej mówiąc moc i ochota z jaką podchodzi do pracy w kuchni a uwierzcie mi, ma u mnie co robić. Kolejna ważna cecha to wytrzymała, metalowa stopka – w końcu samolotowi pakowacze tylko starają się być baaardzo delikatni i niejedna końcówka dotarła na miejsce połamana.
Na koniec, bardzo przydatna funkcja przy hummusach i różnego rodzaju zapychających pastach – ostrza, które ruszają się w górę i w dół są prawdziwym zbawieniem. Nie muszę co chwilę przerywać roboty, żeby wybrać masę która kompletnie zapchała mi stopkę – uwierzcie, szczególnie przy miksowaniu hummusu czynność tą powtarzałam co najmniej kilka razy. Teraz miksuję niemal bez przerwy!
Na marginesie przyznam się szczerze, że ostatnio bardziej myślę o moim blenderze jak o mocarnym Waderze z Gwiezdnych Wojen, który w skrytości ducha postanowił przejść na jasną stronę mocy, zmieniając tym samym swój świetlny, złowrogi miecz na ten dobry, zielony. Od dziecka wiedziałam, że w głębi duszy był dobrym człowiekiem, nieco tylko pokiereszowanym przez życiowe sploty wydarzeń….(jeśli chcesz go zobaczyć na własne oczy kliknij TU)
Gotowi na pierwszy, zimowy przepis na hummus?
Idzie zima, więc trzeba by przypomnieć sobie o płucach i nerkach, czyli narządach które mocno związane są z energią końcówki roku. Od razu widzę strączki, gruszki, przyjemnie tłuste masło z ziaren, świeże i suszone zioła z dodatkiem mojego sekretnego składnika – czyli czarnej soli. O tej porze roku najchętniej moczę ciecierzycę z dodatkiem kawałka wodorostu aż zacznie delikatnie kiełkować. Trochę to trwa i trzeba kontrolować cały proces, żeby cieciorka się nie zepsuła. Oczywiście nie jest to konieczne, dla wytrwałych albo chcących nieco poeksperymentować, polecam, jeśli nie masz jednak ochoty – zalej cieciorkę wodą wieczorem, rano możesz ją już płukać i z uśmiechem gotować.
To będzie magiczny hummus z wędzoną gruszką!
1 szklanka suchej ciecierzycy namoczonej przynajmniej przez noc
2 kawałki grubego wodorostu – do moczenia i gotowania
2 plastry wędzonej gruszki
solidna łyżka pasty tahini
1/2 szklanki oliwy z oliwek (ja lubię taką łagodną w smaku)
mała gałązka rozmarynu uprażonego na patelni z dodatkiem masła klarowanego i soli
duży ząbek czosnku lub dwa mniejsze
świeżo mielony czarny pieprz do smaku
1/2 łyżeczki czarnej soli
czysta woda, najlepiej chłodna
Wymoczoną ciecierzycę płuczę na sicie, przekładam do garnka, dodaję wodorost, odrobinę soli, zalewam świeżą wodą i gotuję do miękkości. Wody wlewam na mniej więcej 5 cm powyżej ziaren.
Plastry gruszki kroję na mniejsze kawałki, czosnek obieram, rozmaryn oskubuję z podprażonych igiełek. Do wyższego naczynia lub po prostu węższego garnka wkładam łyżkę tahini, wędzoną gruszkę, wlewam oliwę z oliwek, podprażony rozmaryn, czosnek, świeżo mielony pieprz, przekładam połowę ugotowanej cieciorki, dodaję czarną sól i miksuję całość dolewając odrobinę wody w trakcie.
Początkowo może wydawać się, że hummus jest dość luźny, czym dłużej się go miksuje tym staje się gęstszy ale i gładszy. Hugo lubi widoczne kawałki gruszki, więc czasami część dodaję w połowie miksowania. Po zmiksowaniu zawsze mogę dosmaczyć hummus, dodaję więcej pieprzu lub oliwy jeśli trzeba. Jeśli podaję hummus na stół, podlewam go z wierzchu dodatkową porcją oliwy, posypuję świeżo poszatkowanymi ziołami albo pokruszonymi i podprażonymi migdałami.
A teraz hummus z lekką włoską nutą bo z suszonymi pomidorami, kaparami i oliwą truflową :
3-4 suszone pomidory
łyżeczka kaparów w zalewie
świeżo mielony czarny pieprz albo marynowany 3-4 ziarna
garść świeżej natki pietruszki
1 duży ząbek czosnku
łyżka pasty tahini
1/4 łyżeczki czarnej soli
1/2 szklanki oliwy truflowej
Pomidory kroję na drobne kawałki, dodaję kapary, pieprz, czosnek i zalewam oliwą truflową w wyższym naczyniu. Zostawiam na około 15 minut.
Natkę pietruszki szatkuję na drobno, dokładam do pozostałych składników, dodaję tahinę, pozostałą ugotowaną ciecierzycę i miksuję wszystko na gładką masę dodając w trakcie odrobinę zimnej wody. Całość miksuję około 10 minut, żeby masa była puszysta i gładka. Podobnie jak przy hummusie z gruszką, część pomidorów można dodać w połowie miksowania, to samo dotyczy soli.
Ten hummus będzie zdecydowanie inny, z marynowanym pieprzem i kaparami stanie się prawdziwie mocnym zawodnikiem!
Ciekawa jestem, który Twoim zdaniem jest lepszy?
p.s
Przyznam się na koniec, że oblizuję bezwstydnie metalową końcówkę z hummusu i dopiero wtedy doprawiam całość jeśli czegoś było za mało…liczę, że nie jestem odosobniona w tym procederze więc napiszcie chociaż „i ja” żebym nie czuła się co najmniej dziwacznie. Dziękuję!