Tłusty czwartek to pączki…czy faworki?
Pączki zjadam właściwie tylko dziś, chociaż przyznam ze te jadłam już w poniedziałek bo musiałam je uwiecznić no i dopracować recepturę. Zrobiłam rwane albo kręcone niechlujnie w ręku, szybkie, lekko korzenne z cudownym posmakiem topinambura i czerwonego pieprzu. Lubię te nie oczywistości, przełamania, słodko ostre pary czy takie ze szczyptą kwaśnego smaku.
Topinambur podgotowany w mleku staje się jedwabistym słonecznikowym pieszczochem…nie wspominając już o dodatku tahini, źródła kobiecej moc.
Z tego ciasta możesz zrobić bułeczki albo pieczone oponki, spokojnie też duże pączyska solidnie wypchane ulubioną marmoladą czy gorzką czekoladą.
Te małe, w skrytości maczam w gorącej czekoladzie i zjadam popijając świeżo parzoną kawą. Podniecam się na samą myśl że po powrocie do domu, znowu zanurzę w nich swoje zębiska!
Przepis na te pączuszki jest bardzo prosty
2 szklanki mąki orkiszowej typ 680
0,5 kg podgotowanego topinambura (można ugotować w mleku roślinnym)
czubata łyżka tahini
2 łyżeczki przyprawy masala tea
2 łyżki syropu klonowego
25 g świeżych drożdży albo 2/3 opakowania drożdży instant
łyżka octu jabłkowo-rabarbarowego (domowy, może być jabłkowy)
1/2 łyżeczki czerwonego pieprzu (sama otoczka bez ziaren)
olej kokosowy do smażenia około 1 l
Topinambur obieram, myję i gotuję do miękkości w mleku roślinnym.
Przekładam do miski, dodaję syrop klonowy i miksuję dokładnie blenderem. Dodaję tahini, przyprawy, zaczyn drożdżowy albo drożdże instant (w wersji szybkiej lub dla tyc,h których drożdże nie specjalnie lubią), ocet i czerwony pieprz. Z początku mieszam ciasto łyżką a potem wyrabiam porządnie rękoma.
Ciasto przekładam do miski, opatulam ściereczką i ustawiam w ciepłym miejscu na około 1h. Czasami korzystam z rozgrzanego do 40 stopni piekarnika, żeby zrobić pączkom cieplejszy klimat. Ciasto powinno podwoić swoją objętość.
W rondlu rozgrzewam olej kokosowy na średnią temperaturę.
Wyrośnięte ciasto wyciągam na blat, jeszcze raz porządnie wyrabiam i dzielę na połowę. Jedną przykrywam ściereczką, z drugiej odrywam niewielkie kawałki, lekko je roluję w dłoniach i wrzucam po kolei do rozgrzanego oleju. Smażę je z obu stron na złoty kolor…a część na zdecydowanie brązowy, bo takie właśnie lubi Henryk. Usmażone wykładam na kuchenny papier do przestygnięcia.
Podaję posypane pudrem kokosowym z dodatkiem skórki cytrynowej albo z rozgrzaną, gorzką czekoladą.
Tłustego w takim razie!